Nadszedł czas na mój ulubiony rodzaj wpisu, który pojawia się tu nieprzerwanie od początku istnienia bloga. Rok 2018 to jeden z dziwniejszych jaki będę podsumowywać, bo spokojnie zmieściłabym w nim kilka lat, no a przynajmniej 2. Jak inaczej odnieść się do pierwszej połówki roku spędzonej niemal 16 tys. km od Warszawy i drugiej, w której żyję „pełnoetatowo” w stolicy? :)

Pół roku w Australii

Pierwsza połowa roku to kontynuacja naszej podróży i 6-miesięczny pobyt na Antypodach. Nowy Rok przywitaliśmy w Sydney. Wdzięczność jaką mam do Oli i Pawła, którzy zaopiekowali się nami w pirwszych tygodniach w AU jest nie do opisania! Wspaniali ludzie. Stamtąd (z lekką nostalgią i smutkiem) przenieśliśmy się do Tasmanii, gdzie spędziliśmy pierwszy miesiąc roku. Ja bezskutecznie szukałam pracy, a mój partner-in-crime sprawnego samochodu. Oboje polegliśmy na tym sromotnie, więc spróbowaliśmy ratować ten bezowocny czas w najdzikszym stanie Australii i wybraliśmy się na dwutygodniowy roadtrip po wyspie. Długo będę wspominać te 2 tygodnie podczas których samochód zamienił się w nasz drugi dom, a każdy poranek witaliśmy w innej scenerii – od bezkresnych plaż, po samotne drogi w polu, zielone lasy czy campingi. Przydatne informacje z naszej podróży zebrałam we wpisie o Tasmanii:
Roadtrip po Tasmanii: atrakcje, noclegi, informacje praktyczne {PORADNIK]

podsumowanie 2018
Tak trzeba żyć :) czyli nocleg na plaży w Tasmanii

 

 

 

 

 

 

 

podsumowanie 2018
Ben Lomond National Park i Jacob’s ladder road – jedna z najbardziej stromych dróg w Tasmanii

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Potem przyszły 3 miesiące w Melbourne, podczas których spróbowałam się w nowej roli – kelnerki. Z jednej strony bardzo polubiłam i doceniłam ten zawód, z drugiej – poczułam, że się do niego nie nadaję :) przynajmniej nie na tyle, by czuć z niego dziką satysfakcję. Do tego dość brutalny rynek pracy w AU (umowy casual – do 20h tygodniowo w hospitality to norma, tak jak i zatrudnianie na czarno, niechęć do zatrudnia na pełen etat, częsta rotacja w pracy i problemy z dostaniem nowej)  trochę zabrudził cudowny obraz „australijskiego snu”.  Choć Australia zachwyca naturą, to mimo wszystko nie chciałabym tam mieszkać na stałe.

Melbourne zapamiętam również jako czas absolutnego rozbiegania i szczyt mojej formy, no i oczywiście magiczne Wings For Life, które w Melbourne miało miejsce w nocy!
Nigdzie nie biegało i nie jeździło mi się na rowerze tak dobrze jak tam, a trasę Brighton Beach – St. Kilda i w drugą stronę – Brighton Beach – Sandringham czy bieganie po Royal i Princes Parku w Parkville będę wspominać z rozrzewnieniem. Australia to raj do uprawiania wszelkich sportów i do spędzania czasu na dworze.

Pod koniec maja, gdy do Południowej Australii zima wkraczała bez zbędnych pytań, z radością ruszyliśmy w kolejną podróż. Wraz z naszym ekscentrycznym wspóllokatorem-Rosjaninem, zabawną i lekko ciamajdowatą Tajwanką oraz z małomówną pół-Rosjanką, pół-Niemką  relokowaliśmy samochód z Melbourne do Darwin.  Więcej o relokacjach możecie dowiedzieć się z tego wpisu:
Sposób na tanie podróżowanie po Australii – relokacje 

Zobaczyliśmy na własne oczy wielką świętą górę Aborygenów – Uluru, przeszliśmy majestatyczny King’s Canyon, zajrzeliśmy do kopalni Opali i podziemnych domów w Coober Pedy, kąpaliśmy się w gorących źródłach tuż obok krokodyli (No dobra, żadnego  tam nie spotkaliśmy, ale znaki ostrzegawcze były? Były! ;)), spaliśmy po środku czerwonej pustyni w hotelu z milionem gwiazd i zobaczyliśmy jak wygląda opieka nad osieroconymi kangurkami.

podsumowanie 2018
Tak, ten wielki pomarańczowy kamień naprawdę istnieje.

 

 

podsumowanie 2018
King’s Canyon

 

 

 

 

 

 

 

 

podsumowanie 2018
Kangurzątko z ośrodka dla chorych i porzuconych kangurów w Coober Pedy

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Darwin to czas słodkiego lenistwa – rozkoszowanie się gorącymi źródłami i podziwianie przepięknych wodospoadów w Litchfield National Park z Hanną i Martą – przemiłymi dziewczynami, które poznaliśmy przez Couchsurfing.

podsumowanie 2018
Z Martą i Hanną w Litchfield National Park

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

podsumowanie 2018
Berry Springs – okolice Darwin

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

podsumowanie 2018
Plaża Mindil w Darwin

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Z Darwin polecieliśmy do Cairns, które choć miastem jest nieciekawym to zachwyciło nas dzikością natury.  Stamtąd ruszyliśmy by wykonać drugą relokację – tym razem do Brisbane i tym samym zakończyć nasz pobyt w AU. A samo Brisbane? Choć byliśmy tam tylko 2 dni (w międzyczasie pojechaliśmy odwiedzić moją koleżankę w Gold Coast) to zakochaliśmy się w tym mieście po uszy i żałowaślimy, że to tam nie spędziliśmy trzech osiadłych miesięcy.

2 tygodnie w Nowej Zelandii

Te dwa tygodnie w Nowej Zelandii utwierdziły mnie w przekonaniu, że muszę tam wrócić.  Połączenie gór, jezior, oceanu, źródeł geotermalnych, wulkanów i gejzerów to mieszanka, która zawładnie sercem każdego, kto postawi tam nogę. Pewnego dnia chciałabym tam chwilę pomieszkać, a na pewno „przynajmniej” przejść Kraj Długiej Białej Chmury pieszo szlakiem Te Araroa. Bardzo (zdecydowanie bardziej niż w Australii) zaciekawiła mnie historia Maorysów i fakt, że w odróżnieniu od Aborygenów udało im się zachować silną niezależność i tożsamość narodową. Połknęlam bakcyla, to pewne.

 

A potem przyszedł czas na powrót do rzeczywistości – w przenośni i dosłownie. Ale o tym pisałam więcej w poście:

„Wróciłam!”

Uff, no dobra, ale pora przejść do konkretów.

Co mi wyszło i za co jestem wdzięczna w 2018 roku?

Zwiedziłam 2/3 Australii i mieszkałam tam przez pół roku

Albo w sumie 3/5… A tak serio – cieszę się, że udało mi się spełnić jedno z moich największych marzeń i zweryfikować je z rzeczywistością.

Odwiedziłam Nową Zelandię

To też było wielkim marzeniem i spełniło się właśnie w 2018. Przy okazji rozpaliło głowę i serce do kolejnych marzeń. Jeśli będę gdzieś uciekać po magisterce to prawdpodobnie tam ;)

Byłam z najbliższymi w najważniejszych momentach ich życia 

Może to zabrzmieć kuriozalnie, ale plan, że zostaję w Australii nie cały rok, a pół roku był po troszę podyktowany ślubem mojego kuzyna. Cieszę się, że wróciłam na jego wesele i przy okazji mogłam też być na weselu innej bliskiej mi osoby. Podczas tej podróży i życia w Bułgarii bardzo stęskniłam się za Polską i przyjaciółmi. Postarałam się więc potraktować chwile spędzone z bliski priorytetowo i wydaje mi się, że w 90% mi się udało.

podsumowanie 2018

 

podsumowanie 2018

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Odcięłam się od negatywnej energii i odwróciłam swoje życie o 180 stopni

W życiu czasem trzeba podejmować trudne i nieoczywiste decyzje. W tym roku zrozumiałam, że mimo dobrej woli i chęci nie powinno się wybaczać ciągle tych samych błędów, ani tolerować zachowań które podcinają skrzydła i hamują życiową energię. Powoli rozwijam skrzydła, buduję swoją rzeczywistość na nowo. Nie rozbijam tego na części pierwsze, bo ciężko uznać za sukces sam powrót na studia ;) rozpoczęcie kursu na przewodnika górskiego czy podjęcie pracy. Zobaczymy, co w tej materii przyniesie 2019 rok ;)

Poznałam fantastyczne osoby dzięki blogowaniu

Choć mogło być ich więcej (zawsze żałuje się w życiu tego, czego się nie zrobiło, prawda?) to niesamowicie cieszy mnie każda wartościowa znajomość nawiązana za sprawą mojego bloga. Marysiu, dziękuję za wsparcie, rozmowy i umilenie mi pierwszych miesięcy w Warszawie swoim towarzystwem!

Spędziłam dużo wartościowego czasu z przyjaciółmi

Powrót do Polski to też czas, w którym odnwiłam stare znajomości i zbudoania tych, które nie miały szansy się wcześniej rozwinąć. Kamila, dziękuję Ci za godziny rozmów, kilometry przejechane rowerem po Warszawie i hektolitry wypitej kawy. Dobrze Cię mieć w tym samym mieście ;)
Oczywiście nie zapominam też o Małpkach, z którymi już chyba po raz 6 (?) odbyłyśmy wspólną wigilię (w tym 3 online!). Jesteście niezastąpione!

Wygłosiłam swoją pierwszą prelekcję podróżniczą 

podsumowanie 2018
Ja i moje ekipa (niecała niestety) po prelekcji. Dziękuję za wsparcie!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Najszczęśliwszy i najbardziej stresujący moment grudnia – czyli prezentacja w Południku Zero o przejściu Kom-Emine. Stresujący tylko na początku, bo gdy się już rozkręciłam, poczułam się jak ryba w wodzie. I co tu dużo mówić – nabrałam ochoty na więcej. Jedyne, czego żałuję to że tak późno zabrałam się za publiczne przemawianie. Mam nadzieję nadrobić to w przyszłym roku.

Największe zaskoczenie roku – (na)uczyłam się bułgarskiego!

Mieszkaj w danym kraju póltora roku i ledwo dukaj parę zdań. Nie przebywaj tam od miesięcy – doznaj olśnienia i dogaduj się z lokalsami. Nie wiem jak to zrobiłam, ale gdy przyjechałam w tym roku do Bułgarii na dwa tygodnie moje zdolności językowe nie tyleż odżyły, co wróciły ze zdwojoną siłą. Od tego czasu z przyjemnością ucinam pogawędki po bułgarsku ze znajomymi (co prawda pisemne, bo w tym jestem zdecydowanie lepsza). a rozkminianie bułgarskich piosenek, memów, cytatów i newsów to chyba największy zjadacz czasu, który odciąga mnie od obowiązków. Oczywiście daleko mi do pełnej płynności, ale  i tak cieszę się z efektu, który osięgnęłam w zasadzie przy okazji. Kocham Bułgarię, tęsknię za nią i choć nie mogę w to uwierzyć – chyba mogłabym tam znowu zamieszkać. Jak mówi klasyk: no escape from Balkan. I ja się z tym absolutnie zgadzam.

podsumowanie 2018
Rodopy – w drodze na szczyt Orfeusz

 

 

 

 

 

A co nie wyszło i nad czym powinnam popracować?

Nie zadbałam o zdrowie

Choć jest to rok, w którym ani razu nie rozłożyła mnie grypa (!!!) to kuleją inne zdrowotne sprawy, na które nie znalazłam czasu, a które obiecałam sobie nadrobić w Polsce. Biję się w pierś i obiecuję sobie większą troskę o samą siebie w nadchodzących miesiącach.

Dezorganizacja i stracenie z oczu głównego celu

Dopadła mnie i ścisnęla dość mocno w listopadzie i grudniu. Nie jest łatwo powrócić do multitaskingu po dwóch latach zupełnie innego życia. Szczególnie dodając fakt, że trzeba tym wielu obowiązkom nadać odpowiednie priorytety.

Zaniedbałam bloga

Postów w tym roku malutko, bo tylko 5. Nie obiecuję poprawy, bo sama nie wiem ile ten rok da mi przestrzeni na pisanie tutaj.

Przeceniłam swoje siły

Znowu to zrobiłam. Mój dziki entuzjazm i wiara we własne możliwości sprawiły, że robię 3 duże, niekoniecznie związane ze sobą rzeczy naraz. Przy okazji tak eksploatując siebie w imię rozwoju, że momentami… przestawałam się rozwijać i byłam tylko permamentnie zaganiana i zmęczona. Niewiele się w tej wkestii zmieni w nadchodzących tygodniach, ale postaram się znaleźć w tym balans i skupiać się na tym, co najważniejsze.

Nie poznałam się osobiście z żadną (!) warszawską blogerką

Jednym z wielu powodów, dla których wybrałam Warszawę był fakt, że to trochę taki pępek świata. To tutaj mieszka większość osób, o spotkanu których zawsze marzyłam (a że w większości są to jakieś blogerki to musicie wybaczyć mi niski poziom poznawczy). W tym całym zaganianiu zaczepiłam co prawda wiele z nich na instagramie, ale do przeniesienia relacji  do reala nie doszło ;) choć to taki zabawny smaczek, to jednak chciałabym to zmienić w 2019. Kiedy jak nie teraz?

Nie wykorzystałam do końca wolnego czasu w Polsce 

Zbyt wiele tygodni robiłam nic, a mogłam np. pojechać na darmowy obóz Akcji Demokracji organizowany 40km (sic!) od mojej rodzinnej miejscowości czy spróbować 2-tygodniowej medytacji w tak samo blisko położonej miejscowości.

 

 

Robiąc podsumowanie 2018 wykonałam ćwiczenie z bloga Tima Ferrissa: Forget New Year’s Resolutions and Conduct a ‘Past Year Review’ Instead
Co i Wam polecam, bo pomaga dostrzec dobre rzeczy, a ze złych wyciągnąć wnioski.
Życzę sobie i Wam jak najwięcej pozytywów z roku 2018 przenieść do 2019 (i oczywiście dodać nowe) a odciąć się od wszelkich rzeczy, ludzi i sytuacji, które wysysają z nas energię. Obym więc w przyszłym roku nadal znajdywała czas na przyjaciół, ale też i na samotne podróże, które dawały mi sporego kopa do działania. 

A 2019 rok… kto wie, może przyniesie kolejną wielką podróż? :) 

Inne wpisy z tej kategorii: