Nadszedł czas na mój ulubiony rodzaj wpisu, który pojawia się tu nieprzerwanie od początku istnienia bloga. Rok 2018 to jeden z dziwniejszych jaki będę podsumowywać, bo spokojnie zmieściłabym w nim kilka lat, no a przynajmniej 2. Jak inaczej odnieść się do pierwszej połówki roku spędzonej niemal 16 tys. km od Warszawy i drugiej, w której żyję „pełnoetatowo” w stolicy?