Koniec lukru. Pora na brutalną prawdę po ponad roku mieszkania w Bułgarii. To nie tylko kraj jogurtem i sirene płynący, ale również posiadający wiele wad. A przynajmniej rzeczy, do których człowiekowi z innego rejonu Europy trudno się przyzwyczaić. Kocham tu być, ale co mnie wnerwia?
1. Brak wanny i prysznica
Tak, dobrze czytacie. To, że nie ma wanny jest standardem niemal w każdym polskim mieszkaniu – kto ma na to miejsce? Ale nigdy nie zapomnę mojej miny, gdy zobaczyłam pierwszą, tradycyjną bułgarską łazienkę, która okazała się toaletą ze słuchawką prysznicową. Tak, i to wszystko. Taki obrazek kojarzy nam się z wejściem na basen, ale nie z łazienką w mieszkaniu czy hotelu. Bułgarzy uwielbiają zalewać całą łazienkę i nie widzą w tym żadnego problemu. Możesz mieć pokój w najlepszym hotelu a i tak wątpię czy ujrzysz tam cokolwiek, co oddzielałoby prysznic od reszty pomieszczenia. To standard w Bułgarii, a prawdpodobnie i na całych Bałkanach.
2. Kluby bez parkietu
To co uderzyło mnie w większości klubów w Bułgarii. Super, idziemy się pobawić, potańczyć. Przekraczamy próg pierwszego lepszego miejsca i obijamy się o stoliki. Morze stolików. Muzyka zaprasza wszystkich do zabawy, ale nikt nie tańczy. Kolejna rakija/wino/wódka ląduje na stole, ludzie nie rozmawiają, no bo jest za głośno i tak w jakiś cudowny sposób spędzają noc. Oprócz picia można zająć się oglądaniem półnagich dziewczyn, które z pasją kręcą swoimi zadkami (bo ciężko nazwać to tańcem). Serio? To są te słynne najlepsze imprezy w Europie?
Po długich poszukiwaniach udało mi się w końcu odnaleźć miejsca warte uwagi – w Sofii np. Terminal 1, a także w największej bułgarskiej imprezowni – Słonecznym Brzegu. W drugim przypadku klubów jest tak wiele i tak różnych, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Jednak zanim odnalazłam te samotne wyspy dobrego clubbingu, rzadko wypływałam na imprezowe morze. W naszym mieszkaniu jest wystarczająco dużo powierzchni płaskich.
3. Słabo rozwinięta cyfryzacja usług.
Zgadnijcie ile razy byłam w oddziale w banku w Polsce. Okrągłe zero. A ile razy zdarzyło mi się to w Bułgarii? Z pewnością kilkadziesiąt, czasem nawet kilka razy w tygodniu. Przelewy online? Doładowanie telefonu online? No co ty, tak daleko masz do sklepu (a bardzo często nawet i w spożywczaku nie dostaniesz doładowania i musisz lecieć do najbliższego salonu swojej sieci). Tak wygląda Bułgaria w XXI wieku – to wszystko, co robiłam w Polsce z mięciutkiego fotela kilkoma kliknięciami, w Bułgarii zapewniało mi wybitną rozrywkę w postaci stania w kolejkach, czasem dodatkowych dojazdów czy spędzania przerwy w pracy na rozmowach z ekspedientką banku zamiast z kolegami. Przelewy online w banku, w którym miałam konto ja i ma większość Bułgarów (czyli FiBank) wymaga wykupienia specjalnego tokenu. Przelewy są dostępne za darmo w UniCredit, ale wciąż nie rozumiem jak wykonać tam przelew, bo wymaga jakichś dodatkowych potwierdzeń (które pewnie i tak wymagają wizyty w banku albo przynajmniej wykonania telefonu). Mnóstwo rzeczy związanych z obłusgą konta jest płatnych – nawet zwyczajne przelewy czy samo prowadzenie konta (nawet gdy regularnie z niego korzystasz!). Cóż, polski system bankowy jest jednym z najlepszych w Europie i na świecie, więc bułgarski standard to była pierwsza rzecz którą przeklinałam na początku mojej przygody z tym bałkańskim krajem. Koniec końców nawet polubiłam te częste wizyty w bankach.
Za to co ciekawe po raz pierwszy w życiu zobaczyłam opcję wykonania przelewu… z poziomu bankomatu! Bułgarzy to jednak słowiańska dusza i próbują sobie udogadniać życie na wszelkie sposoby.
4. Nadużywanie plastiku
Idziesz do sklepu, bierzesz swoją lnianą torbę i robisz zakupy z myślą by wynieść ze sklepu jak najmniej plastiku jak tylko to możliwe. Nie pakujesz niczego w plastikowe torebki, bierzesz owoce jak leci. Dumny podchodzisz do kasy, odmawiasz pierwszej dużej torby na zakupy tylko po to by obserwować jak pani kasjerka pakuje każdy owoc, warzywo, kurczaka (który jest już zapakowany fabrycznie) i inny „delikatny” produkt do plastikowej torebki. Do domu wracasz przynajmniej z 5 małymi niechcianymi pastikowymi woreczkami. Tutaj znajomość bułgarskiego nie pomoże i w najpopularniejszej w Bułgarii sieci sklepów Fantastiko to chyba odgórny nakaz – pakuj wszystko w plastik. Zastanawiam się wtedy czy idę do sklepu kupić banana czy reprodukcję „Słoneczników” Van Gogha?
5. Chaotyczny transport publiczny
Bułgarzy mają specyficzne podejście do czasu, o czym pisałam już w poście poniżej:
Odzwierciedla się to również w bardzo kiepskim transporcie publicznym. Metro w godzinach szczytu kursuje co 10 minut. Brak tu nocnej komunikacji miejskiej (jedynym wyjątkiem jest noc sylwestrowa), a to co jeździ w dzień potrafi być orkrutnie spóźnione. Próżno też szukać dokładnych rozkładów jazdy na tablicach informacyjnych. Jedyną informacją jest szacowany czas kursowania pojazdu, a i to nie zawsze. Carpe diem, rozkoszuj się chwilą – stania 10 minut w upale na brzydkiej ulicy ukrytej wśród blokowisk.
6. Bałagan
Nie wiedziałam jak ugryźć punkt piąty i czy w ogóle go pisać (ale nieparzyste się podobno lepiej klika), ale to co mnie wnerwia to naprawdę dużo bałaganu i zaniedbań. Pośrednio winą obarczam za to nadprogramową ilość ludności romskiej ( w tym momencie nie chcę wyjść na rasistkę i generalizować – Cyganie nie robią ludziom spoza swojego otoczenia nic złego, ale przez specyficzny styl życia niestrudzenie czynią przestrzeń dwurkotnie brzydszą niż bez ich obecności), pośrednio podejściu do życia Bułgarów. Niemniej jeśli zdecydujesz się mieszkać w Bułgarii, dwa razy przejdź się po osiedlu i sprawdź kto będzie twoim sąsiadem.
Ps. 7. Nie ma twarogu!
Na dobrą sprawę punkt 6 jest chyba najgorszy ze wszystkich. Życie bez twarogu to zło. A izvara to nie to samo. Niestety.
Ale tak w ogóle to kocham Bułgarię i polecam Ci tu przyjechać! Jeśli chcesz wiedzieć dlaczego, sprawdź post poniżej:
Podobał Ci się wpis? Bądź na bieżąco – śledź mnie na Facebooku i Instagramie!
Fajnie jeśli zostawisz tu swój komentarz – jestem ciekawa czy Ciebie coś wkurza w Bułgarii? ;)