Ostatnie dni 2015 roku spędziłam na trasie z wystawionym kciukiem. Był to chyba jeden z najłatwiejszych i najprzyjemniejszych stopów
w moim życiu – przynajmniej ten do miejsca docelowego. Szybciej, przyjemniej i ciekawiej niż przy innych środkach transportu. Trasę, która autobus robi w 30h my zrobiłyśmy w 20. Można? Można! Trzeba tylko chcieć!
Last days of 2015 I spent on the road and hitch-hiked. This was probably the easiest and the most pleasant hitch-hiking in my life. Faster, better and more interesting than another means of transport. Our trip took 20h comparing to bus – 30h.
If you still hesitate does hitch-hiking is for you – take a look at photos below!
Autostop zimą – zimno, ciemno, daleko do celu? | Winter hitch-hiking – cold, dark and far away from destination?
Planując moją autostopową wyprawę do Bułgarii nie było łatwo znaleźć kompana. Mimo atrakcyjnego okresu – przerwa świąteczna – moich autostopowych znajomych odstraszała pogoda, długość dnia i… pusty portfel po świętach. Zdecydowałam się więc na szukanie kogoś randomowego i tym samym gdy już traciłam nadzieję, trafiłam na Kamilę – uroczą wariatkę (jak ja, chociaż chyba nawet większą), pasjonatkę gór i oczywiście wielką fankę autostopu. Gdy tylko zobaczyłyśmy się na dworcu autobusowym w Krakowie od razu wytworzyła się między nami chemia i przegadałyśmy pół nocy w autobusie do Budapesztu.
(Tak, ze względu na krótki dzień i chęć zwiększenia szansy dotarcia na czas (na trasie może być różnie), oraz otworzenie nowej linii polskiego busa do Budapesztu, wyznaczyłyśmy sobie za nasz punkt startowy stolicę Węgier.)
Spokojnie, mamy czas… | Relax, we got time…
Budapeszt przywitał nas zimnem i mrokiem. W niedzielę 27 grudnia o 6 nad ranem okolice Keleti świeciły pustkami, postanowiłyśmy więc przeczekać najgorsze i ze spokojem zjeść śniadanie. Na wylotówkę dotarłyśmy około godziny 9. Wyciągnęłam polską flagę, jednak o ironio – stopa złapałyśmy po tym gdy schowałam ją do walizki.
Naszym pierwszym kierowcą był Pan uwielbiający nurkowanie i często bywający w Egipcie. Niestety, jego angielski nie pozwalał na zbyt skomplikowane rozmowy, za to miłym akcentem było to, że kojarzył parę słów po polsku.
Kierowca wysadził nas na stacji w Kecskemet, skąd po 10 minutach przemiła para zawiozła nas wprost pod granicę serbską. Stopowanie szło nam wręcz podręcznikowo.
Do Serbii wjechałyśmy z węgierskim policjantem, który zmierzał do Skopje. Jak się okazało wędrując do swojej pracy podwoził już kilku autostopowiczów – wszyscy z Polski! Jak sam powiedział: „Only Polish people hitchhike”, co może nie jest prawdą, ale miło było usłyszeć takie słowa.
W dodatku mundurowy okazał się wielkim fanem Trylogii Sienkiewicza, co zapewniło mu nasz wielki szacunek. Niestety, nasze drogi rozeszły się w Nisz.
Na ostatniej prostej, z powodu braku czystych kartek powstało takie coś:
Skutecznie przyciągnęło to dwóch Greków, którzy spytali się skąd jesteśmy. Nasze pochodzenie wywołało spory entuzjazm gdyż była żona jednego z nich była Polką, ba – była z Kielc jak moja kompanka ;) Podczas podróży dowiedziałyśmy się, że Kielce to polska stolica clubbingu i nocnego życia z „duża piękna dziewczyna” ;) Xristos zaproponował nam pracę w Grecji w wakacje, co na końcu grudnia było kuszącą propozycją…
W ten oto sposób około godziny 18 znalazłyśmy się w stolicy Bułgarii.
Podsumowując – 7h autobusem, 9h autostopem, co daje 18h + 2h przerwy w Budapeszcie = 20h i 1160 przejechanych kilometrów.
Wspomnienia z podróży? Bezcenne!