Pisząc tego posta jestem w drodze do schroniska Kom, które leży na początku Starej Planiny. Wczoraj oddaliśmy klucze do mieszkania w którym spędziliśmy ostatni rok. Ten moment, mimo że czekałam i pracowałam na niego tak długo wydaje się teraz zwyczajny i nierealny jednocześnie. Każdy dzień minionego roku był po to by dziś spełniać marzenia. Tu i teraz.

„Jedyne co potrzebne to dach nad głową jest i płaszcz…”

1 lipca 2016 roku przyleciałam do Bułgarii z jedną walizką. Wiedziałam, że mój pobyt tutaj będzie tymczasowy, nie potrzebowałam więc wiele. Zresztą, każda kolejna przeprowadzka nauczyła mnie, że posiadanie jest kaprysem. Są rzeczy, które fajnie mieć,  poprawiają nastrój, ale gdy często się przeprowadza, okazują  się zupełnie nieprzydatne. W takich chwilach marzę o małym muzeum dla przedmiotów,  które mają dla mnie szczególną wartość. By nie gniotły się i nie walały bez szacunku po podłodze, a może  nawet nie lądowały w śmietniku. Póki co pozostaje mi dom rodzinny i ewentualnie ten żywy skansen, który mam zawsze przy sobie – moje serce.

To tam lądują ludzie, wspomnienia, emocje i uczucia minionych dni. To tam trzymam wszystko to, czego się do teraz nauczyłam. I nikt nie może mi tego zabrać, żaden wirus nie zaszyfruje danych, nikt nie odetnie prądu – zrobić mogę to tylko ja sama.

Czy istnieje powód do marzeń?

Nadchodzące 3 tygodnie spędzę w górach, pokonując codziennie ok. 30 km. Wierzę,  że będzie to czas na lepsze poznanie i sprawdzenie siebie; na kontakt z naturą którego tak bardzo mi brakowało po tygodniach spędzonych w biurze.

Oczywiście pojawiały się pytania: ale dlaczego to robisz? A chce ci się? Czy dasz radę codziennie przejść te 20-30km?

Dla niektórych najprostsze wytłumaczenie: „bo chcę, bo MOGĘ , bo daje mi to satysfakcję” jest często nie do zaakceptowania.

Kom-Emine to moje marzenie z terminem realizacji. To najpiękniejsze pożegnanie z Bułgarią jakie mogłam sobie wymarzyć. To zwieńczenie roku, w którym skupiłam się bardziej na sobie, poznałam wspaniałych ludzi, po raz pierwszy mieszkałam za granicą.

Marzenia mogą być różne. Nikt nie powinien ich oceniać, ani nas z nich rozliczać.  Doszukiwać się sensu i drugiego dna. Bo w życiu są rzeczy, których zupełnie nie opłaca się robić, ale które warto. Które przywołują na nasze usta uśmiech pełen dumy, wypełniają ciepłym światłem nasze serce.
I nie, nie czuję się szczególnie wyjątkowa, że zdecydowałam się podjąć wyzwanie i wpisać Kom-Emine do swojego kalendarza. W Bułgarii wiele osób przechodzi ten szlak – samemu czy zorganizowanym grupami. Jest nawet piosenka o Kom-Emine. No i przecież wiele „zwykłych ” ludzi robi podobne szlaki, a może nawet trudniejsze i dłuższe.

Wierzę też, że paliwem naszej duszy są marzenia. Jeśli będziemy zwlekać z uzupełnieniem baku, braknie nam sił na kolejne. Nasz duch przycichnie i zblaknie, a życie straci smak. A marzenie spełnione zbyt późno może być jak ciasto po całonocnej libacji  – suche i nadgryzione. Nie nasze, obce, przegapione.

Każde marzenie ma swój czas 

Do głowy przychodzą także inne myśli: a może powinnam w tej chwili pracować na swoją przyszłość? Rozwijać biznes, spełniać te bardziej „dorosłe”, społecznie akcpetowalne marzenia – o własnej firmie i domku w górach.  Materialne, stabilne i normalne.

Ale przecież nie ma jednego odpowiedniego momentu  na marzenie o firmie czy o przejściu Kom-Emine. Bo każdy moment, który wybierzesz może być TYM momentem. Może też być tak, że nigdy nie będziesz miał w sobie odwagi by odnaleźć tę chwilę. Posłuchaj swojego serca. Nie szukaj wymówek, szukaj sposobów na dolanie paliwa do baku Twojej duszy. Nie patrz na innych i znajdź swój czas. By nie przegapić marzenia 20 – letniej siebie i mając 30 lat nie zastanawiać się co by było gdyby. By nie być układanką z brakującymi elementami. Może ciężko żyć bez nowego ajfona, ale chyba jeszcze ciężej bez kawałka duszy.

Inne wpisy z tej kategorii: